Jest mi trochę źle... W zasadzie to nie wiem czy źle... Dziwnie... W sobotę poszłam do Credos. Mark zaprosił nas na urodziny, więc poszłyśmy. I co? Spotkałam Stuarta. Nawet nie rozmawialiśmy, tylko się ze sobą przywitaliśmy. I nie zostałam do końca, żeby go już więcej nie spotkać. Co prawda bardzo chciałam go spotkać, ale podobno to dla mnie niedobre... Ale skąd inni ludzie mogą wiedzieć co jest dla mnie dobre a co nie, skoro ja sama tego nie wiem... Wiem, że żaden inny facet nie znaczył tyle co Stuart... I każda sekunda spędzona z nim jest wspaniała. Bardzo się cieszę, że go zobaczyłam, mimo że tylko przez chwilę. Może to gupie i naiwne, ale widziałam coś w jego oczach, widziałam jak na mnie patrzy... Nie wiem co to wszystko oznacza, to takie dziwne i skomplikowane. Zawsze takie było i nigdy nie byłam w stanie tego pojąć. Ale wiem (wierzę, czuję?), że jeszcze będę miała okazję go o to zapytać. Wiem, że nadejdzie jeszcze taki dzień kiedy się spotkamy. I wtedy zapytam go o to, o co zawsze chciałam go zapytać. Nie wiem czy odpowie, ale mimo wszystko spróbuję. Bo chciałabym wiedzieć... Najbardziej chciałabym zrobić to co robiliśmy kiedyś bardzo często - przytulić się do niego i nic nie mówić... I spać tak do samego rana, w jego objęciach. Chciałabym mieć go przy sobie, chociaż na chwilę... Bo tęsknię... I zawsze będę...